Kategoria: Bogowie słowiańscy

Żmij, smok czy wcielenie Welesa?

Żmij, smok czy wcielenie Welesa?

Żmij, wcielenie boga Welesa

Żmij w słowiańskich wierzeniach był ogromnym gadem, uzbrojonym w pazury, kły i skrzydła. Zdarzało się, że Żmij przyjmował postać pośrednią pomiędzy gadem a człowiekiem. Uważany był za wcielenie boga zaświatów, czyli Welesa. Jego przerażająca postać budziła trwogę i szacunek. Składano mu ofiary, również z ludzi, szczególnie zaś młodych dziewcząt. Wiara w niego przetrwała w starych legendach, choćby w tej o Smoku Wawelskim czy smoku Wołoszynie, którego martwe ciało utworzyło masyw górski, nazwany jego imieniem. Charakterystyczny był sposób w jaki składano ofiary Żmijowi. W przypadku innych bóstw, czy nawet Welesa, którego Żmij był wcieleniem, najczęściej sięgano po ogień. Jednak w przypadku Żmija, ofiara składana była w wodzie, czyli mówiąc wprost – topiona. Rzeka była bowiem drogą prowadzącą do zaświatów. Szczególne znaczenie w kulcie Żmija odgrywała rzeka Don, którą uznawano wręcz za świętą.

żmij
Autor: Paweł Zych (Księga Smoków Polskich, wydawnictwo BOSZ ©)

Żmij i jego dwojaka natura

Z jednej strony Żmij budził trwogę, z drugiej ceniono go za niezłomną sprawiedliwość, którą wymierzał złoczyńcom – jeśli miał na to ochotę. W niektórych wierzeniach przewija się również motyw walki Żmija ze złymi smokami, przed którymi bronił ludzi. Istnieją wzmianki o szczególnie silnym kulcie Żmija, który był udziałem ludności wsi Rossoszyce. Nosił tam miano Króla Węży i otaczany był wielką czcią.

Żmij czy Smok?

Powracając do zagadnienia smoków – należy stwierdzić, że nie wszyscy badacze utożsamiają Żmija ze smokami, które znamy z legend. Według niektórych z nich, są to całkowicie odrębne istoty. Przekonania takie nie są jednak zbyt popularne.

Żmij w heraldyce

Po kulcie Żmija pozostały nam nie tylko legendy, ale także nazwy miejscowości takich jak Żmigród, czy Żmijowe Wały. Żmij (smok) pojawia się również w herbach kilku słowiańskich miejscowości, na przykład Nowego Sącza i Ostródy.

Żmij wśród ludzi

Bywało, że Żmij wchodził  związki z ludzkimi kobietami. Owocami tych związków były dzieci, o ponadprzeciętnej sile i witalności, a także ponadnaturalnych zdolnościach. Trafiały one niejednokrotnie do legend jako słowiańscy herosi. Ich dzieje odnaleźć można szczególnie we wschodnich opowieściach oraz ruskich bylinach.

żmij
Autor: Vasylina

Strażnik zaświatów

Według niektórych wierzeń, głównym celem istnienia Żmija, było strzeżenie wrót do Nawii przed wizytami niepożądanych gości, a także przez opuszczeniem jej przez dusze zmarłych. Niejako przy okazji pilnował również ogromnych bogactw, spoczywających u stóp Drzewa Kosmicznego. Według legendy zdobycie tychże bogactw było możliwe, dzięki zastosowaniu fortelu. Należało ukraść Gadziemu Królowi  koronę i wziąć ją w zastaw za bogactwa.

Źródła:

https://bogowieslowianscy.pl/

https://demonyslowianskie.pl/
https://blog.slowianskibestiariusz.pl/

Prześwietny słowiański panteon – bogowie słowiańscy

Prześwietny słowiański panteon – bogowie słowiańscy

Przed wiekami bogowie stanowili dla ludzi bardzo ważny element ich życia. Większość codziennych spraw nie mogło się obyć bez zaangażowania sił wyższych.

Oto krótki przegląd (w porządku alfabetycznym) słowiańskiego parnasu i najznamienitszych postaci z jego kręgu.

Białobóg i Czarnobóg – dwoistość natury daje o sobie znać w wielu aspektach naszego życia, wierzeń i ogólnie kultury. Trudno się temu dziwić. Nasz świat jest spolaryzowany. Język i wiele fundamentalnych pojęć ma dualistyczną naturę. Choćby dobro i zło, biel i czerń i wiele podobnych.

Chors – był bóstwem panującym pośród mroków nocy. Jego atrybutem był księżyc w nowiu. Odpowiednikiem żeńskim była zaś Lunula.

Jarowit/Jaryło – buchający nieokiełznanym żywiołem bóg młodości, płodności i wojaczki. Złotowłosy młodzian na potężnym białym perszeronie, jadący na oklep bez obuwia.

jaryło
jaryło

Marzanna – sroga bogini, utożsamiana z zimą i zastojem. Marzannę utożsamiano ze śmiercią.

pani śniegu marzanna
Marzanna

Mokosz – matka wszech rodzicielka. Stała się synonimem płodnej ziemi. Jej archetyp obecny był we wszystkich młodych systemach wierzeń w kręgu kultur indoeuropejskich.

mokosz
Mokosz

Perun – najważniejsze bóstwo w panteonie. Przewodnik całego stada bogów. Gromowładny pan nad panami.

perun
Perun

Rodzanice – dwórki Roda. Przychodziły wraz z nim do nowo narodzonego człowieka, by zaświadczyć o jego kolejach losu. Przychodziły do dzieciątka i jego matki z kołowrotem, na którym nawinięta była nic żywota.

Rod – on był autorem scenariusza ludzkiego życia. Rodzanice tylko pilnowały, by wszystko szło według planu. Zjawiał się u wezgłowia łoża położnicy w kilka dni po porodzie.

Swaróg – słoneczny krąg na niebie był jego objawieniem. Każdego dnia przemierzał nieboskłon od wschodu po zachód. Wielce poważany bóg.

swaróg swarozyc
Swaróg i Swarożyc

Świętowit – bożek przedstawiany w postaci figury o czterech twarzach. Czczony z lubością przez północnych Słowian. Jego sanktuarium odkryto na jednej z bałtyckich wysp, gdzie znajdował się ośrodek kultu.

świętowit
Świętowit

Weles – bóg podziemnego świata Nawii. Tam wędrowały dusze umarłych. W początkach kariery, kiedy ludzie osiedli w okresie wczesnego neolitu, był patronem stad rogacizny. Bydlęcy bóg, czyli skotij. Tak o nim mówiono i przetrwała nazwa przez wieki.

Czym jest bóg lub bogowie dowiecie sie z wiki: https://pl.wikipedia.org/wiki/B%C3%B3g

Jak dobrze znamy swoja historię

Jak dobrze znamy swoja historię

Ogólnie jest znany fakt, że wierzenia słowiańskie były związane z wiarą w wielobóstwo. Jednak z nazwaniem bogów po imieniu ma kłopot większa część populacji. Zapytany na ulicy przechodzień miałby problem z wyjaśnieniem, kto to jest Perun i jego symbol. Symbol Peruna był przecież kiedyś jednym z ważniejszych znaków. Ogólnie znanym i szanowanym.

symbol peruna
Symbol Peruna

Niestety działanie przedstawicieli nowej wiary, czyszczącej pole pod nowy zasiew nie pozostawiło w całości ówczesnych miejsc kultu. Ostały się te, które odwiedzane były w tajemnicy i w końcu zapomniane. Zapomniano o nich z prostego powodu. W końcu zabrakło wyznawców kultywujących tradycję. Nie dotrwały te miejsca do naszych czasów także z powodu surowców użytych na ich konstrukcję. Jak widać w przypadku Rzymu i Grecji stało się inaczej. Kamień, jak nieśmiertelny posłaniec przeszłości mówi do nas przez wieki. Słowiańskie chramy modlitewne budowano przeważnie z drewna, którego było pod dostatkiem. Jednak łatwo ulegało pożarom, a w ziemi nie konserwowało się tak, jak to jest z kamieniem. Jeszcze innym powodem niezachowania się reliktów przeszłości było adaptowanie do tych celów naturalnych fragmentów krajobrazu. Las, wzgórze lub święte źródła mogły pełnić tę samą funkcję co asyryjskie świątynie albo egipskie na część najważniejszych bóstw.

bóg perun
Bóg Perun

Literatura też skutecznie ominęła ten okres w dziejach kultury słowiańskiej. Ówcześni nie znając zasad, jakimi rządzą się systemy przekazywania informacji na piśmie, pozostawili tę formę utrwalania kultury najeźdźcom. Okupanci rozprawili się z dziedzictwem pokoleń iście po barbarzyńsku. Przypominało to działanie dzisiejszego recyklingu elementów elektronicznych. Są tak subtelne i zminiaturyzowane, że aby je przerobić, trzeba najpierw wszystko rozdrobnić na maleńkie elementy.

Źródła: https://slowianskiesymbole.wordpress.com
https://mityslowianskie.wordpress.com
https://bogowieslowianscy.wordpress.com

Znak Welesa – Gość z zaświatów

Kult Welesa jako jeden z nielicznych potwierdzają stare źródła pisane. Kroniki, będące opisem panowania ruskiego władyki służą jako źródło niewyczerpane i solidne. Choć napisane na zlecenie władcy stanowi rzetelne skarbiec informacji dotyczących wierzeń. Ruskie legendy potwierdzają wszystkie zawarte w rękopisach włodzimierzowskich szczegóły.

Ślady namacalne, bo odnoszące się do topografii miejscowej, jako znak Welesa, rozrzucone są po całej dawnej słowiańszczyźnie. Znaleźć je można w nazwach miejscowości, gór i zbiorników wodnych.

znak welesa
Znak Welesa

Zgodnie z tradycją ludowa górali podhalańskich, żył na ziemi smok o nazwie przypominającej imię podziemnego boga. Jego śmierć jest związana z nazwą góry w Tatrach. Smok Wołoszyn padł, zamieniając się w potężne wzniesienie.

Nazwy i nazwiska, którymi się ludzie mianują też noszą rdzenie należące do starego bóstwa.

Znana jest też opowieść już z czasów chrześcijańskich o świętym, który zniszczył w porywie świętego i słusznego gniewu, posąg Wołosa. Wtrąciwszy go w odmęty rzeki, uczynił nad nim znak krzyża na znak zwycięstwa i po to, by bałwan nie powrócił z czeluści.

Weles w początkach swej kariery patronował bydłu rogatemu. Był więc bogiem pasterzy. Skotij mówiono o nim. Patronował dużym stadom i pożytkowi z nich płynącemu. Pasterze zbierali się ze swymi stadami na dorocznych targach i sprzedawali co lepsze sztuki. Był więc Weles również patronem kupców. Patronował owej wymianie. A kupcy bywali przesądni więc stał się też bóstwem zaklęć i czarnej magii.

weles
Weles

Jak trafił w zaświaty? O tym trudno wyrokować. Może za pewien czas niedługi, ktoś wpadnie na trop właściwy i wyjaśni jego zejście do podziemnego świata.

Chrześcijaństwo odebrało Welesowi prawo opieki nad stadami i powierzyło ją innemu świętemu. Świętemu z zastępów nowej wiary. Stał się nim niejaki św. Błażej. Łatwo znaleźć nić łączącą te dwie postaci. Wymieniony święty chrześcijański w słowiańskiej wersji językowej występującej w zasobach kilku narodów i zwany był Vlasem. Nawet istnieje podejrzenie, że stało się odwrotnie. I święty został wcześniej spoganizowany. Jeszcze przed zawitaniem nowej wiary na tereny Słowian.

Spis Bogów

Każda cywilizacja posiada swój odrębny i niepowtarzalny Spis Bogów. Pracowały nad jego stworzeniem pokolenia ludzkie. Panteony często upodobniały się do siebie nawzajem, czerpiąc z tradycji sąsiadów albo korzystając ze wzorców zamorskich. Idee boskich postaci wędrowały po świecie wraz z ludźmi. i tworzyły się przez stulecia i tysiąclecia. Na terenie słowiańszczyzny panowali bogowie, którzy osiedli tam wraz z ludźmi i rośli w siłę razem z nimi.

Bogowie słowiańscy tworzyli panteon, wyodrębniając z grona elitę i pomniejsze byty. Zwykle na początku była para boskich praojców. Z nich powstawały kolejne pokolenia boskich potomków. Rodzina rosła; trzeba było znaleźć dla nich zajęcie. I ludzie postarali się o angaże dla każdego bóstwa. Ktoś dostał departament burzy, inny pod kontrolą miał las. Był bóg, co ciskał gromy i demony znane z kleptomanii. Opiekunowie domów, chlewików i ogrodów. Sprawy codzienne zaprzątały uwagę wszystkich bogów choć robili to na swój boski i wysublimowany sposób. I nikt nie pomyślał, że można inaczej.

Mokosz – Dawna bogini

W mitologii słowiańskiej najlepiej poświadczona jest w tekstach staroruskich. Można wysnuć wniosek, że Ruś była jej kolebką i matecznikiem. Tam czczono ją najżarliwiej. I tam właśnie grono wyznawców było największe. Któż to wie? Może to i prawda. Ślady dawnego bóstwa, jak można mniemać po strzępach informacji rozrzuconych po całej Europie, świadczą o czymś zgoła odmiennym. Te cegiełki dawnego przekazu jak list w butelce znaleziony na plaży informują wszystkich zainteresowanych, że bogini była znana w znacznej części rejonu, która dziś nazywamy słowiańszczyzną.

Mokosz, bo o niej mowa, dość dobrze udokumentowana jest w staroruskiej kronice o tytule „Powieść minionych lat”. W tekstach źródłowych przedstawiano ją w towarzystwie rodzanic i wił, co tłumaczy schemat myślowy, który wkradł się i utrwalił wśród badaczy historii wierzeń, że była postacią drugiego gatunku. Demonem ledwie. Jak było naprawdę? Wszyscy gubią się w domysłach. Tyle jest poszlak, a dowodów brak.

mokosz
Mokosz

Etymologia imienia bogini wywodzi się z rdzenia mok, czyli moczyć. W sanskrycie zaś makha oznacza bogactwo i szlachetność. Być może była kolejnym wcieleniem Matki-Ziemi. Rodzicielki dającej życie. Opiekunki ludzkości i matki bogów. Pierwotne postaci boskich protoplastów z czasem ewoluowały. Ich jaźń się dzieliła. Rozgałęziały się i tworzyły nowe persony o innych od pierwotnych właściwościach. Ludzie potrzebowali opiekunów w wielu dziedzinach. Umiejętności bogów dojrzewały i rosły wraz z cywilizacją. Cywilizacja uczyła się, nabywała nowe umiejętności. Bogowie i ich przychylność pozwalała ludziom czuć się bezpiecznie, planując nowe przedsięwzięcia. Kiedy ludzie osiedli i zaczęli uprawiać rolę, nie wystarczyły już bogom, tylko umiejętności wojownicze. Arkana wiedzy wojowników i myśliwych, którzy potrafią podejść zwierzynę i zasadzić się na wroga. Teraz ludzie chcieli widzieć w swoich bogach opiekunów pól i stąd. A kiedy osiadłość wiejska zamieniła się w osiadłość miejską i wielkomiejską, bogowie musieli nauczyć się rzemiosła. Fachu w ręku dorobili się bogowie, stając się bardziej pomocni.

Swaróg – Pan Słońce

Swaróg – Pan Słońce

Dzienna gwiazda w każdej mitologii miała swojego patrona. Nie mogło być inaczej. Słońce z racji rozdawania życiodajnej energii było dla wszystkich ludzi idolem. Zapewniało światło w ciągu dnia. Dawało siłę wegetacji, przez co przysparzało pożytku całej ludzkości. Bogowie utożsamiani ze słońcem mieli wielką władzę. Im to przypisywano często dzieło stworzenia świata. Pełnili funkcję kreatorów rzeczywistości i ojców wszystkich późniejszych bóstw. Oni mieli moc powoływania do życia i unicestwiania. W mitologii Prasłowian rolę boskiego dawcy egzystencji pełnił Swaróg. Jego dziedziną było niebo. Poruszał się dumnie po dziennym nieboskłonie i obdarzał ludzkość darem największym. Żywił i ogrzewał. Widomym jego przejawem była tarcza słoneczna. W Słowiańszczyźnie dostał jeszcze jedno zadanie. Kiedy ludzie nauczyli się wydobywać rudy metali i doszli do umiejętności ich przerobu, Swaróg rozpoczął patronowanie kowalstwu. Obróbka metali była szczytem osiągnięć technologicznych. Takie wysokie umiejętności nie mogły mieć byle bożka. Swaróg świetnie się sprawdzał w tej roli. Gorące słońce było patronem umiejętności związanych z wytopem i obróbka na ciepło, wszystkich metali.

swaróg

Dlatego etymologicznie wiązany jest z tradycją w innych kulturach związaną ze słowami oddającymi potęgę jego majestatu i kojarzących się ze sferą niebieską i technologiami metalurgicznymi. W korzeniach praindoeuropejskich słowo -swar- oznaczało niebo. Do dziś rdzeń starego słowa pozostał w określeniach związanych z nieboskłonem. Słowem -chwar- natomiast w perskich pismach określano słońce. Natomiast kowalstwo i kucie na gorąco starosłowiańskich dialektach brzmiało jak -swariti-. Podobieństwo jest zauważane gołym okiem. Głębsze dociekania dają naprawdę ciekawe wnioski.

Postać demiurga objęta była często tabu. Dlatego istniało wiele odmian imienia używanych nie wprost, ich pozostałości zachowały się w licznych nazwach geograficznych. Z polskich przykładów można przytoczyć Swarzędz. Tak samo w południowej europie na terenie byłe Jugosławii istnieje starodawny zamek, którego nazwa przywodzi na myśl imię starego boga. I tak po całej Europie w wielu miejscach pozostały relikty przeszłości. Swarogowe miano pyszni się w nazwach miejscowości i formacji geograficznych.

Kolejnym reliktem było przywiązanie do kultu nawet w okresie chrześcijańskim. Ludzie praktykowali pokłon dla wschodzącego słońca. Był to tak silny zwyczaj, że przetrwał przez wiele wieków. Znamy słynną scenę z „Krzyżaków”, kiedy to przed bitwą pod Grunwaldem, Maćko i Zbyszko z Bogdańca, tuż po przebudzeniu, zamieniwszy ledwie kilka słów między sobą, kłaniają się wschodzącemu właśnie słońcu. Słońcu wschodzącemu na dobrą wróżbę.

Atrybutem jego był ptak drapieżny. Szybki i zwrotny. Prawdziwy podniebny łowca. Płomiennooki sokół dumnie prezentował się na podobiznach Swaroga.

Postać Swaroga była otoczona licznymi tabu. Jego imienia nie wypowiadano, chyba że w sytuacjach wyjątkowych. Jak każde tabu pełniło funkcję profilaktyczną. Zapobiegało utracie spoistości społeczeństwa skupionego wokół silnego symbolu. Rola tabu została odkryta dość późno. Naukowcy przebadali grupę plemion rdzennie australijskich i dokonali tam trafnych obserwacji.

swaróg swarozyc

Swaróg z biegiem historii stawał się bogiem pasywnym. Wycofał się do nieba. Stworzywszy świat, nie wtrącał się w przebieg eksperymentu zwanego życiem. Losami ludzkości, która uważała go za ojca, nie przejmował się wcale. Z czego to wynikało, można właściwie tylko spekulować. Duże dzieci wyrwały się spod opieki ojcowej i odstawiły go na boczny tor. Emeryturę. Co prawda wygodną, ale jednak odstawkę.

Poświęcono jego czci jedno z ważniejszych świąt w dorocznym kalendarzu obchodów. Godowe Święto w czasie przesilenia zimowego było wyrazem wdzięczności dla słońca, które po okresie spadkowym powracało znów w chwale na nieboskłon.

W wielu mitologiach istniały bóstwa pokrewne, mające podobny zakres obowiązków. Często występujące w kilku postaciach. Egipski Re, dumny bóg słońca poruszał się ognistym rydwanem, za dnia oświetlając wszystkie ludzkie poczynania. W mitologii greków był bóg kowal, który mieszkał w wulkanie, patronował metalurgii.

Weles

Weles

Weles był głównym bóstwem słowiańskiego panteonu. Pan podziemia, którego imię budziło blady strach, szczególnie w leciwych osobnikach. Próbując odwrócić uwagę od siebie, obsypywali boga darami. On jednak wszystkich traktował jednakowo. Nikt się mu nie wywinął. Prawdziwy demokrata. Dzierżył władze nad ludzkością dumnie i sprawiedliwie, dopóki, nie wiadomo z czyjego polecenia, przekazano ją suchej, kościstej i klekoczącej Kostusze z kosą. Weles brał wszystkich pod swoje skrzydła. A raczej pod czarny, aksamitny płaszcz. Tylko ci, którzy zasilali szeregi demonii, mogli liczyć na pozostanie w Jawii, choć bez dotychczasowej postaci. Wszystkie Strzygi, Południce i cała ta czereda szwendała się po ziemi, czasem sprawiając szefowi kłopoty, które musiał rozwiązywać, by nie popaść w konflikt z resztą boskiej elity. Awangarda jak to zwykle śmietanka wysoko nosiła głowy.

weles

Ciężko im było zniżać się do poziomu Welesa. W pewnym momencie wszystko się zmieniło. Stanęło na głowie i wykonało kilka obrotów. Tak, że nie wiadomo było gdzie góra, a gdzie dół. Weles stracił stanowisko na rzecz tego chudzielca z kosą. Protegowana nowej władzy. Panoszy się teraz po ziemi. Cała menażeria Welesowa poszła w odstawkę. Towarzystwo zdziczało i zarzuciło dawny fach. Diabły i demony nowej ekipy doszły do głosu i mają monopol na połów dusz. Wydaje im się, że robią to w białych rękawiczkach. Dwa tysiące lat uczą się zawodu i jakże często trafiają im się wpadki. Weles nasłuchał się sporo o nagminnej śmierci kliniczne, z której wyszedł niejeden.

Facet o wielu twarzach

Przychodził do „Błękitnego Wieloszczetu” co wieczór. Można było regulować zegarek. Z chwilą, gdy wchodził, stary zegar stylizowany na okrętowy bulaj wskazywał dziewiętnastą. Jak to robił, pozostało zagadką przed próbą jej rozwiązania i po niej też nic się nie zmieniło. Wszyscy znaliśmy tylko jego imię. Świętowit. Tak się przedstawił. Było to jedno z niewielu słów, jakie wypowiedział ujmującym i miękkim jak aksamit basem. Kiedyś Jorge próbował zażartować karczemnie w związku z jego imieniem. Ich spojrzenia spotkały się…Świętowit nawet nie mrugnął. Jorge zachłysnął się pitym drinkiem. Sarsa Parilla pociekła po brodzie na nieskazitelny kant, niezwykle dobrze dopasowanych w biodrach spodni i róż żabotu jedwabnej koszuli. Świętowit odwrócił się, przesunął po barze banknot. Siedział zwykle do zamknięcia nad kolejnym jigger rum. Barman nigdy nie pytał, choć intrygował go zmieniający się co dnia wygląd gościa. Niby Świętowit wydawał się tym samym Świętowitem, którego widzieliśmy wczoraj. Dla porównania ukradkiem próbowaliśmy zrobić kilka fotek. Za każdym razem zdjęcia były zamazane, a w miejscu gdzie siedział Świętowit (dowiedz się kim był bóg – https://blog.slowianskibestiariusz.pl/bogowie/swietowit/), chyba było pusto. Nikt, ale to nikt w barze i okolicy nie wiedział, gdzie Świętowit mieszka. Największe cwaniaki w dzielnicy wzruszali ramionami. Nikomu nie chciało się podzielić losu Pęcinki, który poszedł za Świętowitem przez park w nocy, kiedy ten wyszedł z lokalu. Pamięta tylko, że zrobiło się jakby ciut ciemniej. Później ściemniało jeszcze bardziej i bardziej. Rano obudził się na ławeczce, a zza poły kurtki, gdzie zwykle nosił klamkę, wyglądał mały kociak. Pod głową, na ławce leżało podpisane i zamazane zdjęcie z polaroida. Zdjęcie było prześwietlone, tak przynajmniej na początku myślał Pęcinka. Kiedy długo i tępo gapił się na fotkę, pobladł i aż pot zrosił jego niskie czoło. Nie chciał o zajściu powiedzieć ni słowa. Więcej nikt nie próbował ani zaczepiać, ani śledzić Świętowita. Przesiadywał do zamknięcia baru na ulubionym hokerze (smutny gość na wesołym miejscu) ze szklaneczką ulubionego rumu. Rozmyślał, bóg wie o czym. Lepiej nie pytać.

Marzanna, kogo topimy?

  • Zimą robi się szybko ciemno

pani śniegu marzanna

Szklista Marzanna zapanowała nad światem. Zmrok zapada, zanim człowiek zdąży się dobrze obudzić. Jednak najgorsze są poranki. Leżysz pod ciepłą kołdrą, sen jeszcze zarządza czasem lokalnym. Tylko budzik coś knuje. Lepiej niech nie zadziera nosa. Nocna Marzanna spowolniła obieg wody w rurach. W domu jest chłodno i cicho. Za oknem śnieg sypał całą noc. Przyłączył się do niego wiatr na polecenie Pani Marzanny. Zamieć kołuje grubymi płatkami śniegu. Czemu nikt nie patrzy? Spektakl odbywa się bez publiczności. Marzanna, tylko ona podziwia swoje dzieło. Trzeba się spieszyć, żeby wyrobić normę zamieci na ten sezon. Wielki Bałwan przełożony Marzanny, nadchłodnik, mistrz z północy rozliczy skrupulatnie wszystkie nieudane akcje. Ostatnio popsuła się współpraca z departamentem wschodnim. Marzanna nie może się dogadać z Dziadkiem Mrozem. Udaje Greka kiep jeden i mróz jest rzadkością. Nagle potrafi pisać tylko cyrylicą. Marzanna ma kłopot z odczytaniem tych bazgrołków. Zwykle dzwonił i wpadał na czaj. Teraz nie. Zwykle Marzanna, podczas jego wizyt, zostaw jakiś drobiazg dla starego kleptomana. Przy ostatniej wizycie pogardził jednak złotą spinką z elektrum. Nie wiedziała dlaczego. Okazało się po kilku dniach, kiedy wróciła z Sandomierza i nie usłyszała ochrypłego kukania zegara. Dziadyga od stuleci miał słabość do chronometrów. Z pięć setek lat wstecz wyniósł jej z dziedzińca wielki, z granitową podstawą, słoneczny zegar od Weliego. Weles tęsknił za słońcem i dawał tego wyraz, obdarowując wszystkich słonecznymi prezentami.

  • Płyń do morza

Zamek marzanny

Co za naród? Co roku to samo. Nie dość, że kukłę robią brzydką, to jeszcze wypchana byle czym. Najgorzej jest w Zagnańsku. Zeszłej wiosny nakładli do kukły zeschłych liści dębowych pod Bartkiem nazbieranych. Cuchnęłam od suszonego zielska jak sklep Herbapolu. Tylko Świętowitowi podobał się zapaszek. Okropność! Staruch pali skręty z liści. Mówi, że na ładny oddech. Ja, Marzanna muszę to znosić.

Złościła się jeszcze ze dwa tygodnie.

Nagle pod koniec marca spadło tyle śniegu, ile w najcięższą zimę nie napadało. Wiatr hulał jak oszalały. Widać, że Marzanna popadła w furię, a potem w niepamięć. Na przemian deszcz i śnieg. Jesiony przy drogach zarośnięte lodem stały rzędem jak eksponaty w muzeum powiatowym wsi odzyskanych. A Marzanna co? W szale paznokcie piłuje. Potem akryl hybryda, dwie kawy z lodem i coś tam jeszcze. Tak długiego sezonu odśnieżania nie pamiętają najstarsi EmPeOwcy.

Marzanna opamiętała się, dopiero kiedy jej Jarowit komisję nasłała, za przekraczanie terminów i kompetencji. Poszły dary z Marysina przez powiat w intencji uratowania budżetu gminnego, któremu groziło załamanie z powodu płatności za utrzymanie przejezdności dróg. Kto zadenuncjował wyżej, nie wiadomo. Wójt nie chciał się przyznać, na czyj ołtarz poszła ofiara. Przesłuchiwały go trzy zmory we śnie. Nie puścił posoki.

Nieważne. Zemści się Marzanna (koszulki)w następnym okresie rozliczeniowym. Marzanna może nawet wybaczyć. Jednak pamięć to przekleństwo, jak się do bóstwa przyczepi, to koniec. Pamiętać każe długo. Marzanna nie jest zbyt mściwa. Dziesięć zim będzie w sam raz. Szybko zleci. I plan wykona z nawiązką.