Z popularnego powiedzenia wynika, że Licho musi być strasznie zmęczone. Jest tyle miejsc gdzie ludzie szczęściem się karmią. Licha i dobra dola nie odstraszy. Tym bardziej przylezie i krwi napsuje. Krowy mleka nie dają; kury jaj nie niosą; świeżo ostrzona kosa w kamień trafiła. Wiadomo kto za tym stoi. Rzadko ludziom się pokazuje, urodzie to zawdzięczając. Ma ją Licho szkaradną. Starucha sucha jak wiór. W wielkiej jak bania głowie jedno kaprawe oko łypie złym wzrokiem. Oblicze jak suszona śliwka, chałat na grzbiecie leciwy i zawszony, cuchnący. Inni co Licho widzieli, mówili o zwierzu nieznanym i szpetnym; chytrym wzrokiem patrzącym. Ponoć starucha gorszy rwetes w domu zrobić może. Chorobę i śmierć na domowników sprowadzić może. Bydło wytruć i zasiewy zarazą zniszczyć. Kudłata kreatura za mniejsze psoty odpowiadać ma. Nie znaczy to, że lubiana była. Starucha z czystej złośliwości z satysfakcją ludziom szkodziła. I zaklęcia przeciw niej nie było ni jednego. Nasyciwszy się zła czynieniem, szła dalej. Szczęścia ludzkiego wypatrując, by zdeptać je zaraz. Czekać trzeba było, by sobie sama poszła.
Licho dziś trochę zapomniane jest trochę. A imię jego lżejsze przekleństwo przypomina. Za najlepszych swoich czasów blady strach na ludzi padał, gdy kto Licho wspomniał.
Lichu wielką radość sprawiało sprowadzanie ludzi na złą drogę. Szepcząc do ucha złe słowa, namawiając do złego, w końcu nieszczęście, albo i chorobę na człowieka sprowadzić mogło. Tak długo jad do ucha sączyło, aż człowiek myślał, że sam ze sobą rozmawia. Jeśli kto innym szkodził, Licho pod kuratelę go brało i wspomagało, obdarzając wszelkimi plenipotencjami w czynieniu zła. Gdy dzieła dokonał, Lichu niepotrzebnym będąc, kończył, jak i jego poprzednicy. Kto chciał w nim przyjaciela mieć, zawodził się sromotnie.
Jeśli co złego stać się mogło, a przyszłość niepewną się jawiła, ludzie zwykli mawiać – „Licho wie, jak to się skończy”.
Mitologia słowiańska pełna była stworów i kreatur przeróżnych. Każdy strach, każda fobia miała swojego patrona.