Kategoria: Święta Słowiańskie

Kalendarz Słowian

Kalendarz Słowian kiedyś

Przed wielu laty kalendarz Słowian nie był dzielony na miesiące i tygodnie. Upływ czasu wyznaczało słońce i księżyc oraz zmiany zachodzące w przyrodzie. Ponieważ życie naszych przodków toczyło się w bliskości natury, wszelkie zachodzące w niej zmiany miały dla nich wielkie znaczenie. Stąd każda pora roku posiadała charakterystyczne dla niej święta, dni w których celebrowano wybrany aspekt przyrody oraz bóstwo, które było z nim związane. Najważniejszym świętami słowiańskimi i równocześnie stałymi punktami w niepisanym kalendarzu, były Jare Gody, Szczodre Gody, Noc Kupały i Święto Plonów.

Jare Gody były świętem wiosennym, celebrowały nowe życie i budzącą się przyrodę. Dziś pamiątki po nim widzimy w chrześcijańskiej Wielkanocy i jej atrybutach – jajkach, baziach, zielonych gałązkach. Bóstwem związanym z Jarymi Godami był oczywiście Jaryło.

Noc Kupały była świętem lata, konkretnie letniego przesilenia. Jej obchody poświęcone były czczeniu życia, witalności i płodności. Już grubo po chrystianizacji Kupalnocka została przemianowana na noc Św. Jana, czyli Noc Świętojańską. Wcześniej było jednak poświęcone – jak sama nazwa wskazuje – bogowi Kupale.

Święto Plonów było świętem schyłku lata i początku jesieni. Przypadało na równonoc jesienną i było okazją do złożenia bogom podziękowań za dary lata. Proszono także o przychylność w roku przyszłym oraz pomoc w przetrwaniu najtrudniejszych pór roku – jesieni i zimy. Święto Plonów słusznie kojarzy się nam z Dożynkami, które wywodzą się wprost od starego, słowiańskiego święta. Dziś obchodzone najczęściej pod koniec sierpnia, ewentualnie we wrześniu, zmieniły oczywiście w znacznym stopniu swój charakter. Nie sposób wskazać jednego bóstwa związanego z Plonami. Wiemy, że na wyspie Rugii był to Świętowit, lecz nie posiadamy informacji co do innych rejonów słowiańszczyzny.

Szczodre Gody były świętem zimowym i dziś odnajdujemy je w Bożym Narodzeniu. Podobnie jak dziś, podczas Szczodrych Godów ludzie obdarowywali się podarunkami, siadali do wieczerzy i świętowali przez kilka dni. Świętowanie rozpoczynało się zawsze w dniu przesilenia zimowego. Od tego dnia słońce ponownie zyskiwało władzę nad światem, co było oczywiście powodem do radości. Z tego też powodu bóstwem związanym ze Szczodrymi Godami był Dadźbóg – Słońce.

Oprócz tych najważniejszych świąt, istniały i inne, o nieco mniejszej wadze, lecz nadal mające znaczenie dla Słowian. Należały do nich Dziady, czyli Święto Zmarłych, które było obchodzone co najmniej kilka razy w roku. Było też Stado, Święto Welesa, czy Gaik.

W późniejszym okresie, już po chrystianizacji, powoli przyjmować się zaczął podział roku na miesiące. W niewielkim stopniu przyjęło się jednak ich oryginalne łacińskie nazewnictwo. Stąd do dnia dzisiejszego pozostał nam staropolski styczeń, luty, marzec (początkowo brzezień), kwiecień (wcześniej łżykwiat), czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień (wcześniej wiersień), październik, listopad oraz grudzień (uprzednio prosiniec). Jedynie maj ma jednoznacznie łaciński źródłosłów. Oczywiście każda ze słowiańskich nazw miesięcy ma swoje znaczenie i nie powstała bez przyczyny.

Szczegóły: https://blog.slowianskibestiariusz.pl/zycie-slowian/kalendarz-slowian/

Guślarz, wołchw i żerca – kim byli?

Guślarz, wołchw i żerca – kim byli?

Guślarz, wołchw i żerca – kim byli?

Pradawni guślarz, wołchw i żerca byli wśród społeczności słowiańskiej osobami cieszącymi się ogromnym autorytetem. Dziś ich funkcje są często ze sobą utożsamiane, jednak najprawdopodobniej nie jest to prawidłowe podejście.

Wołchw – słowiański szaman

Żerca
Żerca

Zapewne wołchw w czasach nam współczesnych zostałby nazwany szamanem. Jego magia pochodziła z natury i była z nią nierozerwalnie związana. Wołchw oddawał cześć Welesowi, który był jego naczelnym bóstwem i opiekunem. Aby wieszczyć przyszłość lub przywoływać duchy zmarłych, wołchw za pomocą rytualnego tańca i narkotyków wprowadzał się w trans. Ten stan umożliwiał mu uzyskanie ponadnaturalnych zdolności. Podczas rytuału wołchwowie zakładali wilcze skóry oraz łby, co miało zbliżyć ich do mocy Welesa. Prócz tego wołchw był pośrednikiem ludowej tradycji oraz wiedzy magicznej, przechowywanej w opowieściach, pieśniach i rytuałach. Wołchwowie mieli tak duży szacunek wśród społeczności, że często sprawowali nieformalną władzę, bądź spełniali funkcję „szarej eminencji”. Bezpośrednim spadkobiercą wołchwa  był guślarz. Nazwa ta pojawiła się dopiero po chrystianizacji polski i zastąpiła poprzedni termin. Stał się on na tyle popularny, że dziś jest dużo bardziej znany od terminu „wołchw”

Żerca – mag i kapłan

Żerca również władał magią, ale był przy tym równocześnie kapłanem. Bywało, że nie służył żadnemu konkretnemu bóstwu, a zdarzało się, że sprawował funkcję kapłańską tylko wobec jednego boga. Tak było w przypadku żerców na wyspie Rugii, gdzie królował Światowit. Prócz funkcji kapłańskich,  żercy pełnili w społeczności funkcje sędziów, rozjemców, czasem swatów. Doradzali lokalnym władcom i przekazywali im oraz ludowi boską wolę. Ich zadaniem było również składanie ofiar, przewodzenie pogrzebom, czasem zawieranie małżeństw. Uważani byli za autorytety w rozwiązywaniu problemów rodzinnych i społecznych. Moc żercy pochodziła głównie od bóstw niebiańskich. Żerca wyróżniał się wśród ludzi wyglądem zewnętrznym – nosił długie włosy i powłóczyste szaty.

żerca
Autor: DuszanB

Różne rejony, różne nazwy

Z  dostępnych źródeł wynika, że wołchwami nazywano osoby władające magią przede wszystkim we wschodniej słowiańszczyźnie i na Rusi, zaś żercami – w pozostałych terytoriach zamieszkanych przez Słowian. Zarówno jedni, jak i drudzy musieli pobierać nauki u swych starszych poprzedników, którzy uczyli ich wszelkich niezbędnych umiejętności. Nawet jeśli posiadali wrodzone zdolności, takie jak jasnowidzenie, nauka była konieczna, aby osiągnąć oficjalny status żercy lub wołchwa.

Źródło: https://blog.slowianskibestiariusz.pl/

Słowiańskie święta

Nic tak nie rozwesela ludzi, jak święta. Zawsze potrafiliśmy się bawić i umieliśmy to robić. A powód też się znalazł bez trudu. Nasi przodkowie, Słowianie, żyjący na tych terenach od tysiącleci wykształcili hierarchię świąteczną i obrzędy z nimi związane. Wiele z dat używanych do świętowania przejęło później chrześcijaństwo. Były to często pokrywające się okresy z rytuałem związanym z płodnością ziemi i cyklem wegetacyjnym przyrody. Oprócz świąt rolniczych, które były w zdecydowanej przewadze hołdowano przodkom, składając im ofiary i poczęstunek dla zaskarbienia sobie przychylności i zyskanie stronnictwa w zaświatach. Ludzka zapobiegliwość jest przysłowiowa. Łączyła w sobie spryt i bojaźń zarazem. Kolejna grupa świat były uroczystości dotyczące jednostki w społeczeństwie. Dla wyróżnienia się i pokazania, jak ważny jest każdy członek plemienia dla jego siły i spoistości organizowano obrzędy, poczynając od najmłodszych lat.

dziady

Jednym z pierwszych świąt ważnych z punktu widzenia osadzenia jednostki w grupie były Postrzyżyny. Organizowano je dla dzieci, które skończyły pięć do siedmiu lat. Chłopcy stawali przed opiekunem, którym zazwyczaj był ojciec i poddawali się rytualnemu obcięciu włosów. W wielu kulturach praktykowano obrzędy związane z obcinaniem którejś części ciała. U Słowian przynajmniej odbywało się to bezkrwawo (patrz obrzezanie w Judaizmie). Do dziś rekruci udający się do wojska poddawani są postrzyżynom. Nie ma to, co prawda znaczenia rytualnego, jednak tkwi w nim ziarno dawnej historii i przypomina o dawnych czasach. Nie pozwala zapomnieć, że drzewiej był to ważny moment dla młodego człowieka.

postrzyżyny

Niezwykle ważnym świętem były Dziady. Kultywowały pamięć o tych, co odeszli. O przodkach podeszłych w zaświaty, by czuwać nad rodziną, potomkami i ich potomstwem.

Do świąt związanych ze zmianą pór roku należały Jare Gody i Noc Kupały.

Pierwsze odbywało się na przywitanie wiosny w okresie równonocy wiosennej. Zegnano odchodzącą zimę i witano pełna rozkwitu i kolorów porę roku.

Na przywitanie boskiego lata odprawiano Kupalnik.

Źródła: https://blog.slowianskibestiariusz.pl/swieta/

Co autor miał na myśli – dziady

Najbardziej nielubiany dziełem literackim prawie wszystkich uczniów prawie wszystkich liceów i wcześniej i obecnie są dziady obrzęd słowiański. Mroczna sceneria późno jesiennej nocy, mrowie zjaw i obrzędy ludowe nie zachęcają młodzieży do wgłębienia się w temat. Na dodatek język i logika sztuki są wysoce skomplikowane, a tok biegnących myśli poety wskazujący na meandrowanie na poziomie najwyższego skomplikowania.

Czym zatem były dziady w istocie?

Były rytuałem kultywowanym przez tysiąclecia przez mieszkańców całej słowiańszczyzny. Kult zmarłych jest żywy w wielu zakątkach świata. Do dziś w obrzędach czczących pamięć przodków pobrzmiewa stara nuta pradawnej celebracji. Święta zmarłych dawniej obchodzone były dwa razy do roku. Były dziady wiosenne i jesienne. Te drugie miały wyższy status i dzisiejszy dzień poświęcony pamięci przodków obchodzony jest w czasie kiedy to święto przeżywało prawdziwy renesans. W dawnych czasach palono ognie dla zmarłych i wystawiano dla nich ucztę, a także wywoływano zbłąkane dusze, by dowiedzieć się o tym, jak to jest po tamtej stronie i ulżyć cierpieniom tym, co odeszli, a nie mogą zaznać spokoju.

Źródło:

https://swietaslowianskie.pl
https://swietaslowianskie.wordpress.com/2016/10/03/dziady-niesmiertelna-pamiec/

W noc mglistą i wietrzną

Jak daleko trzeba się cofnąć, by znaleźć tego pierwszego wspólnego antenata. Może to wcale niemożliwe. Może bylibyśmy zawiedzeni. Cofając się w pospiechu, podróżując jak w górę rzeki w kierunku jej źródeł, łatwo zapędzić się w odnogę, będące ślepą uliczką. Korytarzem bez wyjścia. Tak właśnie mogłyby wyglądać poszukiwania praojca, czy może pramatki. Na końcu może czekać rozczarowanie. Lepiej nie wiedzieć co było na początku. Gonimy króliczka i sprawia na to wielką frajdę. Dochodzenie prawdy jest jak walka z baśniowa Hydrą, potworem o głowie, która po ścięciu odrasta w dwójnasób. Gdyby nie nasza wrodzona ciekawość, gdzie bylibyśmy. W jakiej kałuży? Na którym drzewie?

I w zależności od światopoglądu poszukujemy naszego protoplasty, nazywając go raz stwórcą, a raz pra-rodzicem.

Zwykle jednak bywa tak, że pamiętamy tylko kilku przodków wstecz. Pamięć ludzka jest ulotna. Zaciera ślady. Plącze ścieżki. Rozgania rodziny po świecie. Tylko ci, którzy zostają, często samotnie chadzają na groby najbliższych i zapomnianych sąsiadów. I tak jest od wieków. Od kiedy ludzie zaczęli oddawać cześć zmarłym. Najstarsze nam znane pochówki intencjonalne pochodzą z czasu kiedy w Europie żyli ludzie, których szczątki pierwszy raz odkryto w Niemczech w dolinie rzeki Düssel o nazwie Neandertal. Różne były od tego czasu dzieje tradycji pogrzebowych.

W tradycji przedchrześcijańskiej ludów zamieszkujących od Łaby po Ural i od Bałtyku po Bałkany ewoluował kult przodków, który przyjął nazwę Dziady. Nic w tym dziwnego. Nazwa wywodzi się ze słowa, jakim określano poważanych przodków. Nestor każdego rodów nazywany był Dziadem. Gdy przenosił się w zaświaty, wstępował w szeregi dziadów.

Misterium poświęcone przodkom, których jesteśmy przedłużeniem, odbywało się dwa razy do roku. Na jesień w okolicy obecnie obchodzonego Święta Zmarłych i na wiosnę. Zresztą część oddawana przodkom była manifestowana przy każdej nadarzającej się okazji.

Dziady wiosenne były mniej okazałe. Może dlatego, że przed i po święcie było dość powodów do radości i zabawy. Na jesieni zaś celebra była na całego. Palono ogniska, by duchy zmarłych miały się gdzie ogrzać przed droga w zaświaty. Gotowano dla nich strawę, by ugościć ich godnie, by nie odwrócili się od żyjących i byli ich poplecznikami w zaświatach. Ważnym elementem obchodów był dziad. Żywy człowiek. Włóczęga, chodzący po prośbie z torbą przy boku, która mieściła cały jego majątek. Wszystko, co ludzie chcieli mu dać. Był uważany za ogniwo łączące z Nyją, za medium, które umie nawiązać łączność ze zmarłymi. Potrafił rozmawiać w ich języku lub jak to zwykle, porozumiewał się z duchami bez słów. Przyznacie, że to wygodne. I dziś nie brakuje naciągaczy. Dziad-wędrowiec pełnił jeszcze inną rolę. Był jak prehistoryczna poczta. Przenosił wieści. Działał jak wywiad gospodarczy. Dziada zwykle przyjmowano gościnnie, za opowieści ze świata dostawał strawę, schronienie, a czasem i jaki grosz wpadł do ręki. Miał przez to dostęp do wnętrza domostw, zagród i nawet grodów warownych. Kiedy sąsiad o sąsiedzie chciał się czegoś dowiedzieć, prosił do siebie Dziada i nie żałował mu piwa i strawy. On opowiadał, co widział. Wszyscy byli zadowoleni. Kiedy zamierzano swatów posłać, dobrze było wprzód Dziada podpytać. Jaki stan gospodarki? Ile ogonów stoi w stajni i oborze. Jak gościa przyjmują. Dobre li sprzęty w obejściu i komorze, czy dostatek, czy może chude myszy hasają po spiżarni.

Ludzie zbierali się gromadnie w jednej zagrodzie, z nabożnym skupieniem modlili się i dotrzymywali procedur. Pomyłka mogła uchybić Dziadom. Do dziś. Pozostało echo tych obrzędów, bo nasze podejście do zmarłych się nie zmieniło. Zmieniła się oprawa. Wystarczy jednak, będąc na cmentarzu w dzień listopadowego święta, zajrzeć w miejsca gdzie zbierają się na grobach Romowie. Tak właśnie kiedyś czczono zmarłych. Z jadłem i napitkiem i muzyka i śpiewem. Takąż samą atmosferę na cmentarzu utrzymują Rosjanie. Tam tradycja jest wciąż żywa. Biesiadują na cmentarzach cały dzień, przenosząc się z grobu na grób i wspominając tych, co spoczywają w pokoju.

Na jeża, czy irokez

Nie mam wątpliwości, że chcę urządzić Postrzyżyny. Mój syn ma już prawie siedem lat. Dlatego wyprowadziliśmy się z miasta. Uciekliśmy w głusze, zabierając dzieci, żeby móc powrócić do korzeni. Stara wiara kusiła nas od dawna. Pod Świekorą powstała wioska, gdzie mieszkali nasi znajomi. Często jeździliśmy na Postrzyżyny ich dzieci i wnuków. Maluchy zamiast komunii w kościele poddawane były starej inicjacji. Postrzyżyny dla chłopców i Zapleciny dla dziewczynek (czytaj więcej – https://blog.slowianskibestiariusz.pl/zycie-slowian/swieta/postrzyzyny/ )gromadziły spory tłumek. Spotykaliśmy się niestety tylko z okazji świat. Regularnie według kalendarza. A Postrzyżyny, jeśli tak wypadało. Postrzyżyny to szczególne święto dla maluchów. Zawsze były przejęte, kiedy ojciec ścinał pierwszy kosmyk lnianych włosów. Matki płakały, a ojcowie pękali z dumy. Po każdych Postrzyżynach w osadzie przybywało osadników. Uroczystość była dobrą reklamą. Zjeżdżało się mnóstwo publiczności, co pozwalało nam urządzać następne Postrzyżyny, nie zważając na finanse. Niestety samo z nieba nam nie spada. Ktoś może powiedzieć, że komuna się nie sprawdziła. Jednak nie wiedzą, co mówią. Dawne społeczeństwo było dobrze zorganizowane. Postrzyżyny i inne święta były tego dowodem. Wszystko było poukładane i zapięte na ostatni guzik. Hierarchia zachowana. Ludzie żyli spokojnie. Dawna puszcza odcinała ich od obcych i pozwalała na pielęgnowanie tradycji, jak robili to ojcowie i dziadowie. Postrzyżyny były katalizatorem, który przyspieszył naszą decyzje o przeprowadzce. Sprzedaliśmy wszystko, co niepotrzebne i udaliśmy się na wschód. Tam czekała nas nowa cywilizacja. Kultura, gdzie Postrzyżyny były normalnym świętem, które nie miało zabarwienia fałszywą religijnością. I wyniosłych pryncypałów. Obłudę i udawanie zostawiliśmy w wielkim mieście w centralnej części kraju. Kraju, którego nie chcieliśmy opuszczać. Nie chcieliśmy emigrować. Jednak potrzeba zmian tak bardzo nabrzmiała, że zaczęliśmy się dusić w mieście. Dusić w przenośni i faktycznie, od jesiennego smogu spalinowego i listopadowej chandry. Nawet kolorowe ciuchy nie pomagały. Tylko w osadzie dzieci nagle zdrowiały, a my odzyskiwaliśmy wigor i jasność myślenia.

postrzyżyny mieszka
Postrzyżyny Mieszka
Dziady – listopadowy wieczór

Dziady – listopadowy wieczór

Zbliża się jak co roku dzień, kiedy wspólnie z rodziną pójdziemy na cmentarz, by zapalić światełka na grobach rodziców, dziadków i znajomych. Zaniesiemy znicze i wieczorem, kiedy zapadnie zmrok cmentarz rozświetli się blaskiem łuny. Mało kto wie, jakie są korzenie tego święta. Jak było obchodzone przed wiekami. Kiedy życie ludzi organizowane było przez inną wiarę. Wiarę naszych przodków zepchniętą i zbeszczeszczoną przez nowy porządek. Ceremonia nosiła pradawną nazwę Dziady. Dziady, czyli duchy przodków. Duchy tych, którzy odeszli i czuwają nad nami w zaświatach.

dziady

Ideą święta było obcowanie, czyli gromadne przebywanie żywych i zmarłych w jednym miejscu. Przybywające na Dziady duch należało ugościć. Przyjąć tym, co cenili sobie za życia najbardziej. Na Dziady szykowano potrawy. Gotowano kaszę, wyciągano z komory miód, lepiono pierogi. Przybyłe Dziady ceniły sobie mocny alkohol. Toteż nigdy nie mogło zabraknąć na stole choćby odrobiny wódki. Każdy wznoszony toast ku czci i pamięci wypominanych dusz poprzedzało uronienie odrobiny trunku na podłogę dla zmarłego, by ten też mógł zasmakować w dawnych przyjemnościach związanych z cielesnością. Dziady dawały możliwość jak inne święta na gremialne spotkania, nie tylko rodziny. Ważnym elementem obchodów święta Dziadów była obecność kogoś obcego. Niezwykłego obcego. Do pełnego odprawienia ceremonii potrzebny był wędrowiec. Tym wędrowcem był chodzący od domu do domu, od wsi do wsi żebrak. I, czy to zbieżność, też nazywany Dziadem. Dziad był łącznikiem między zmarłymi i żyjącymi. Był klamrą spinająca dwa światy. Świat realny i być może świat wyimaginowany. Obecność medium sprawiała, że można się było porozumieć z przybywającymi. Peregrynaci cieszyli się ogólnym poważaniem, nie tylko w okresie odprawiania Dziadów. Przez cały rok, jeśli tylko pojawili się w wiosce byli przyjmowani przez każdego mieszkańca z honorami i atencją. Pomagając w odprawieniu ceremonii, przy okazji spełniali jeszcze jedną rolę. Ciągła wędrówka sprawiała, że odwiedzali różne miejsca i dużo widzieli. Byli zatem jak obecne gazety i wiadomości telewizyjne. Mogli uraczyć słuchających ciekawymi opowieściami. Dziady były zatem okazja do posłuchania, co się dzieje na świecie. Co słychać w okolicznych wioskach. Można było to wiedzieć, nie ruszając się z domu. Dziady w tym zakresie spełniały funkcje informacyjną. I trzeba było się postarać, bo gość za kilka dni ruszał w dalszą drogę i co widział i czego doświadczył, zaniósł sąsiadom. Powtórzył wszystko za szczegółami. Jeśli został źle przyjęty, jego opinie były, nawet bez złośliwości, nieprzychylne.

dziady

Dziady Były obchodzone co roku na jesieni. Choć dawniej, w czasach przedchrześcijańskich, istniał jeszcze jeden termin na obrzędy Dziadów. Drugie Dziady odprawiane były wiosną. Tak że co pół roku był czas, by wspomnieć ukochanych zmarłych. Zresztą w kalendarzu świąt słowiańskich, przy każdej okazji pamiętano o zmarłych i nawet najweselsze święta zawierały elementy odnoszące się do kultu przodków. Dziadom składano ofiary pod wielkimi dębami i w korowodach dożynkowych.

Wiedza zaczerpnięta z artykułu: https://blog.slowianskibestiariusz.pl/zycie-slowian/swieta/dziady/

Zatrzasnąć drzwi dzieciństwa, czyli postrzyżyny

Zatrzasnąć drzwi dzieciństwa, czyli postrzyżyny

Minęło millennium od kresu słowiańszczyzny, słowiańszczyzny niepiśmiennej; jednak wiele obrzędów przetrwało w kulturze ludowej, między innymi postrzyżyny, kultywowane często ukradkiem i wbrew władzy, zachowane dzięki ustnemu przekazowi.
Do reliktów przedhistorycznych należy ceremonia postrzyżyn. Jak wiele rytuałów postrzyżyny jednoczyły społeczność, wprowadzając zarazem do niej nowego obywatela. Kiedyś stanowiły zestaw świąt niezależnych od kalendarza, bo przypisanych do konkretnego osobnika. W wielu kulturach do dziś istnieje zwyczaj przyjmowania młodzieńców do świata mężczyzn za pomocą ceremonii, w których dochodzi do np. rytualnych okaleczeń.

postrzyżyny
Źródło: Słowiański Bestiariusz

Tuż po narodzinach dziecko dostawało tymczasowe imię, które miało go chronić przed złymi mocami. Imię służyło mu do chwili postrzyżyn, kiedy to nadawano mu miano wróżebne, na przyszłość, jako atrybut jego osobowości, temperamentu i umiejętności.
Obrządek miał na celu również, umocnienie wierzeń i władzy teokracji.
I choć zwykle obrzędu dokonywał ojciec jako władza zwierzchnia, w większych społecznościach mógł to być kapłan, który przez ścięcie włosów wchodził w krąg pokrewieństwa z postrzyganym. Rodzic poprzez akt rytualny oświadczał wszystkim i zainteresowanemu jego prawo do sukcesji. Od tej chwili młody człowiek stawał się pełnoprawnym spadkobiercą ojcowizny.

postrzyżyny
Malec w trakcie uroczystości zabierany zostawał spod matczynych skrzydeł i dalej za jego wychowanie odpowiedzialny był ojciec. Wszyscy chłopcy rozpoczynali naukę rzemiosła, próbując posługiwać się narzędziami. W społecznościach osiadłych wraz z ojcem zajmowali się uprawą roli, hodowlą zwierząt, dbaniem o obejście i jego bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo wymagało też biegłości w posługiwaniu się bronią. W liczniejszych i lepiej zorganizowanych plemionach młodzieniec mógł być przyjęty do drużyny wojów syna naczelnika.
Obcięte włosy, jako oznaka minionego dzieciństwa zostawały spalone lub zakopane. Z postrzyżynami wiązał się czas świąt, zabawy, ucztowania i palenia ognisk. Rodzina chłopca czuła się zobowiązana ugościć wszystkich przybyłych.

Noc Kupały, słowiańskie święto zakochanych

Noc kupały, zwana także kupalnocką, nocą kupalną, kupałą, sobótkami lub palinocką. Noc kupały jest to słowiańskie święto mające na celu celebracje przesilenia letniego – czyli obrzęduje się je najkrótszej nocy roku (połowa czerwca ok. 21-22).  Jej chrześcijańskim odpowiednikiem jest noc świętojańska obchodzona nocą z 23 na 24 czerwca. Noc świętojańska miała zamaskować pogańskie wierzenia w noc kupalną i zahamować ludzkie popędy do tego święta. Na terenach anglosaskich noc kupały nazwana jest midsummer, a u german mittsommerfest.

W południowej części polski nazywa się ten obrzęd sobótkami lub sobótką, podobnie jak na śląsku i podkapraciu. Palinocką natomiast nazywa się święto kupały na Warmii i Mazurach, natomiast kupałnocka powszechna jest u mazowszan i podlasian.

noc kupały puszcznie wianków
Noc kupały – puszczanie wianków

Noc kupały czy noc kupalna jest wielotematycznym świętem, jego świętowanie nie dotyczyło jedynie płodności, lecz było czczeniem ognia, wody, księżyca, słońca, urodzaju, radości i miłości. Powinno nasunąć Ci się teraz pytanie czy kupała nie jest tym co kupidyn? Bardzo prawdopodobne, kupała mógł / mogła być bogiem / boginią miłości dla Słowian, tak jak rzymski kupidyn. Dlatego święto jest często porównywane do walentynek.

Nazwa kupała nie ma nic wspólnego z rosyjskim słowem kąpiel, natomiast pewnym jest, że po chrzcie Mieszka I próbowano zatuszować to święto, nadając mu za patrona Jana Chrzciciela i wykorzystywać święto jako rytuał chrztu.

noc kupały
Taniec przy ognisku w noc kupały

Świętującym ta noc miała przynieść zdrowie, szczęście i urodzaj. Wzniecano wtedy wielkie ogniska w których palono zioła i tańczono wokół. Wróżono wtedy i bawiono się. Kobiety puszczały z nurtem rzeki wianki, a mężczyźni na dole łapali je, wróżąc małżeństwo z właścicielką. Jeśli wianek zatonął – dziewczyna prawdopodobnie miała zostać starą panną (w tamtych czasach, starą panną była już 15 latka). Następnie pary udawały się do lasu, szukać kwiatu paproci. Był to jednak pretekst ku oddaniu się uciechom cielesnym. Zaciekawiony?W takim razie blog.slowianskibestiariusz.pl czytaj dalej na Słowiańskim Bestiariuszu.

„Biała Dama” z Toszka (tekst pochodzi z książki „Polska Demonologia Ludowa” L. J. Pełki)

Odbudowany po II wojnie światowej zamek w Toszku (rejon gliwicki) ma w  woich dziejach wydarzenie dające początek opowieściom o białej zjawie kobiecej i złotej kaczce.  amek ten wzniesiony został na przełomie XIV—XV w. przez władców raciborsko-opolskich i  ełnił początkowo funkcje kasztelanii. W XVII w. należał do hr. Kaspra Colonny, który  okonał gruntownej jego przebudowy. Pod koniec XVIII w. nowym właścicielem zamku stał się hr.  eopold Gaschin. Prawdopodobnie wywodził on się z polskiego rodu Gaszyńskich i dla przypodobania się Niemcom dokonał zmiany nazwiska właśnie w okresie silnej akcji germanizacyjnej na tych ziemiach. Jak głosi lokalna opowieść ludowa, za czyn ten poniósł karę bożą, a jego zniemczony ród zginął bezpotomnie. W 1811 r. hr. Leopold zawarł związek małżeński z córką właściciela sąsiednich włości — Gizelą. W prezencie ślubnym ofiarował on swej małżonce niezwykły klejnot rodowy — złotą kaczkę siedzącą na 11 złotych jajach wypełnionych złotymi dukatami. Młoda pani Gaschin bardzo polubiła ten klejnot i przechowywała go w swoich komnatach. Tu też wybuchł niespodzianie w nocy pożar. Przerażona hrabina w bieliźnie ze złotą kaczką w dłoniach uciekła do lochów zamkowych. Pożar zniszczył cały zamek i następnego dnia znaleziono młodą panią nieprzytomną w lesie o kilka kilometrów od zamku. Wkrótce też zmarła, nie odzyskawszy przytomności, i zabrała ze sobą do, grobu tajemnicę miejsca ukrycia złotej kaczki. Po śmierci żony hr. Leopold opuścił wypalone mury zamku i dalsze koleje jego życia nie są znane. Natomiast wśród zgliszcz i wypalonych murów pojawiać się zaczęła zjawa młodej kobiety z rozwianym włosem, odzianej w długą białą szatę. Być może, że jest to duch Giseli Gaschin bezskutecznie poszukujący zagubionego podczas pożaru bezcennego klejnotu rodu swego męża.